Ola
Czym był dla Ciebie rak?
Słyszysz diagnozę. Myślisz, że nagle staję kwintesencją Twojego życia. Początkowo zaczynasz definiować wszystko przez pryzmat choroby i funkcjonowania wraz z nią. Okazuję się, że nie. Rzeczywistość mija się w tym aspekcie z wyobrażeniem w 100%, romantyczne historie o górnolotnych przeżyciach nie mają nic wspólnego z realiami. Dla mnie w raku nie chodziło o chorobę. Chodziło o ludzi. O relacje. O przyjaźń. O miłość.
Każdy i każda z nas przeżywa ten etap po swojemu. Mamy zawahania, brak motywacji, wiary w siebie, swoją seksualność. A to co nas trzyma, co pomaga nam przetrwać w każdym, najgorszym momencie są ludzie.
Wanda.
Z założenia miałyśmy się nienawidzić, a koniec końców jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Nie do końca wiem kiedy i jak to się stało, ale jestem pewna, że przejście przez chorobę nic nie zmieniło w tej znajomości. Ona i Mariolka miały za zadanie przypominać mi o moim poprzednim życiu w najlepiej jak się dało. I tak właśnie to robiły. Właśnie skończyłyśmy pić wspólne wino wspominając moment gdy oznajmiłam im co mnie czeka. I nic od tego czasu nie uległo zmianie.
Grażyna.
Nieśmiertelna, pełna życia, przygód i emocji. W raku chodzi o nie zatracenie samego siebie. Dlatego u mnie pokrywało się to z odnajdywaniem nowych, wspaniałych przeżyć każdego możliwego dnia. Grażyna to właśnie zapewniała. Nie zważała na złe samopoczucie, mało atrakcyjny wygląd. Pomagała mi z każdym spotkaniem, aż od pierwszej chemii odkrywać coś nowego, ciekawego, godnego zapamiętania. I to jest właśnie wspaniałe w życiu. Każdy, kolejny, dziwny, acz niezapomniany dzień.
Anna.
Anna była tą osobą. Była gdy jej potrzebowałam. Była gdy wymiotowałam. Była gdy płakałam. Była gdy usłyszałam, naćpana lekami, że jestem zdrowa. Anna przeprowadziła mnie przez ten czas. Pomagała mi uwierzyć, że rak to nie wyrok, a choroba jest jak grypa, którą trzeba przetrwać by żyć dalej. I dalej, szczerze wierzę, że każdy z nas ma taką Annę, która dzięki chorobie okazuję się najważniejszą osobą w życiu, która zawsze przy nas będzie i której zawsze będzie brakować w trudnych chwilach.
Agnieszka.
Jak często zdarza się by dwie osoby z tego samego kierunku, w prawie tym samym wieku, a definitywnie identycznej diagnozie, spotkały się podczas przyjmowania czerwonych kroplówek z niszczycielami. Nam się to udało w niewiarygodny sposób. Teraz, myśląc o tym, uważam, że był w tym pewnego rodzaju cel. Że o to chodzi o chorobie, aby poznać ludzi, którym niezależnie od późniejszych przeżyć możesz ufać bezwarunkowo. Że możesz się od nich uczyć, z ich wytrwałości, miłości w ich związku i wiary w lepszą przyszłość.
On.
Prawdę mówiąc jest to relacja, która moją chorobę zdefiniowała, a nie na odwrót wbrew wszelkim pozorom. Mając 20 lat nie zastanawiasz się nad swoim życiem, przyszłością Twojego związku, małymi elementami, które je tworzą. Chorując nie masz innego wyboru. Wszystko dopada Cię w jednej chwili i jest to zarazem piękne jak i przerażające. Emocje stają się obciążeniem, a powinny dawać szczęście. Radość zaczyna być wyprowadzana z innych przeżyć niż była do tej pory, I On jest tą osobą, która musi się z tym zmierzyć. W moim przypadku On był, trwał choć nie przetrwał do samego końca. Jednak patrząc z perspektywy, to nie była tylko Jego wina. Rak pochłania. Mnie, Ciebie, Jego, ludzi dookoła, jednak często zapominamy spojrzeć co dla nich on znaczy. Jak trudne życie może się stać będąc nie tylko chorą bądź chorym ale żyjąc z taką osobą.
I o to chodzi. Dlatego to czego się nauczyłam z mojej chory, to fakt, iż rak mija, a ludzie zostają, o ludzi trzeba walczyć.