Wstałem rano, ale bez przesady. Po prostu reszta domu jeszcze nie wstała, była sobota. Jeśli jesteście tymi, co wstają przed innymi, to dobrze wiecie jaki to przyjemny czas. Nawet Kicia – niby wykazuje jakąś aktywność, ale też bez przekonania, po prostu: jestem, jakbyś miał pomysł, żeby dać mi jeść. Ale poza tym – absolutnie nic się nie dzieje. Cicho. Odsłaniasz zasłonki, niezamaszyście, bo po co kogo budzić. Kawy nie robisz jeszcze, potem wypijemy razem, a i ciszy nie warto przerywać. Sięgnąłem po telefon jak zwykle rano – nie wiadomo po co.
I wtedy on nie zadzwonił.
Był wyciszony po nocy, ale ożywił się wyświetlacz. Nie było więc żadnego „Kto u licha…?”. Widzę: Pati Rzucidło. W sobotę rano. Fak. Halo? Magda umarła w nocy. Pati co ty gadasz? Dalej nie pamiętam. Nagle ta cisza zrobiła się kompletnie inna. Jest Monika, to dobrze. Kawa, niepotrzebna już do otwarcia oczu, ale do rozmowy. Co z Rak’n’Rollem? Dopiero co tak fajnie wyszły „Cycki, nowe fryzury i dragi”, ten 1%, to miał być koniec magdowej biedy w RnR. Magda… Magda… nie ma Magdy. Ona dzwoniła w środę czy czwartek, tak dziwnie, pod wieczór, ale jeszcze w pracy i właściwie… nic nie chciała. A zawsze coś chciała – jak już dzwoniła to „po coś”. Tym razem też, …po prostu byłem na to za głupi.
Potem zrobiło się surrealistycznie.
Kolejny telefon dzwonił na całego. Głos grobowy, nieznany [westchnienie]:
– Dzień dobry, panie prezesie.
– Halo…?
– Czy rozmawiam z panem Jackiem Maciejewskim?
– Tak, ale…
– Nazywam się Marta […]. Pracowałam z Magdą, zatrudniła mnie kilka tygodni temu, miałam zarządzać biurem. Wiem, że pan jest następcą Magdy i teraz jedynym członkiem Zarządu… Czy akceptuje pan koszt wieńca? To będzie…
Nie bardzo pamiętam, co tam dalej plotłem. Bo jednocześnie „akceptowałem koszt”, domagałem się wyjaśnień i kleiłem w głowie wydarzenia sprzed paru tygodni, kiedy Magda poprosiła mnie o wejście w skład Zarządu Fundacji, bo „i tak w tym tkwię, ona potrzebuje kogoś do stałej konsultacji spraw, szczególnie komunikacji, i w ogóle to dlaczego nie?” itd. Nawet mnie to połechtało, w umówionym terminie stawiłem się u Notariusza, podpisałem co trzeba i zadzwoniłem do Magdy, z meldunkiem wykonania zadania. Nie pamiętam, czy próbowałem dowiedzieć się od niej, kto jeszcze będzie w Zarządzie. Teraz okazało się, że było nas Dwoje. Teraz okazało się, że to pułapka. Będę sam. Facet z agencji reklamowej ma być Prezesem Zarządu kobiecej fundacji onkologicznej. Następcą pięknej, mądrej, „bywałej” Magdy Prokopowicz. Co to do cholery za pomysł, Magda?! [Żeby nie powiedzieć: Od pomysłów to ja tu jestem!]
Potem był telefon Bartka, z którego pamiętam tyle, że jakoś to potwierdził.
To miała być jedna z ważniejszych decyzji w moim życiu. W oczekiwaniu na pogrzeb, w jego czasie i po nim, trwałem jak z wyciągniętą dłonią po pałeczkę w sztafecie. Wcale nie byłem pewien, czy po nią sięgnąć. Czy ja mam na to czas? Jestem w pracy do wieczora, czasem do nocy. Czy mogę pracować na dwa etaty? Robię projekty społeczne, ale jeden non-stop…? To zmieni moje życie. Cały ten mętlik sprowadziłem do jednej wniosku: udało się zbyt wiele (inna historia musi dotyczyć kalendarzowej sesji zdjęciowej u Andrzeja Świetlika), żeby dać temu sczeznąć. Magdy nie ma, więc nawet nie ma z kim dyskutować. Rozmawiać – owszem, ale kontestować tego pomysłu nie było jak. Pati Rzucidło – pamiętam, że byłaś wtedy wsparciem, ogromne dzięki. Musiałem w trybie przyśpieszonym poznać całą stronę organizacyjną Fundacji i jej otoczenie. A przecież nawet Moniki Dąbrowskiej wtedy nie znałem (…bo ja kiedyś nie znałem Moniki Dąbrowskiej…), a zaproszenie Joasi Łojko do współpracy wymyśliłem genialnie, ale po paru dniach paniki.
Cieszę się dzisiaj, że Magda zmusiła mnie do deklaracji: będzie Rak’n’Roll. Tak naprawdę, to dała mi szansę zrobienia czegoś, co miało znacznie większy sens niż jakakolwiek kampania reklamowa, którą zrobiłem kiedykolwiek w agencjach.
Dzięki, Magda. Dałaś mi dużo na zapas – zdecydowanie więcej niż sobie wtedy zasłużyłem.
PS:
Po pewnym nieudanym eksperymencie, decydujemy sobie teraz w czteroosobowym, najlepszym Zarządzie ever. Nie jest to sam miód, bywa ciężko, ale mamy do siebie zaufanie. Joanna, Monika, Marta – jesteście wspaniałe i dziękuję, że mogę z Wami pracować.
Dziękuję także całemu Zespołowi Rak’n’Roll, że daje mi szansę odczuwania dumy praktycznie każdego dnia, bo w Fundacji zawsze dzieje się coś dobrego i dokładnie każdy z Was ma w tym swój udział.
Jacek Maciejewski