Kiedy to piszę, minęło zaledwie kilka dni od 7 rocznicy ukazania się pierwszej kampanii fundraisingowej Fundacji Rak’n’Roll. Byliśmy wtedy paskudnie spóźnieni. 1% podatku ludzie mogą przekazywać wybranym organizacjom od końca kwietnia, tymczasem my w połowie marca nie mieliśmy nawet pomysłu. Tak już jest, że charytatywne projekty lądują zwykle na końcu kolejki tych komercyjnych, które utrzymują agencje reklamowe. Motorem tych działań są zwykle pojedyncze osoby i zjawiska. W naszym przypadku była to Małgosia Wróblewska i …moje poczucie winy. Sam czułem już, że to wstyd miesiąc nie odpowiadać pomysłem, choć Małgosia regularnie przypominała. Głowy nie dam, ale pewnie w końcu sama nas zagoniła do tego pokoju, w którym 10 osób mieściło się z trudem. Marcin Samek zgotował brief, znakomicie oddający filozofię RnR – jeśli chcemy być fajni, transparentni i inni od wszystkich to nie powinniśmy epatować poczuciem winy, co jest (było wtedy) powszechne w kampaniach 1%, ale znaleźć taki sposób, by ludzie poczuli się zaproszeni do tej pomocy.
Burza mózgów zaczęła się od przegadania (bo nie każdy wiedział) czym dokładnie zajmuje się Fundacja Rak’n’Roll, któraś z dziewczyn rzuciła coś o fryzurach (jakoś mi to podobne do Magdy Szymczak (?) ;), co mi udało się podchwycić i, dorzucając dwa inne komponenty, zredagować „Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi”.
Nie, nie szukaliśmy innego pomysłu. Odniosłem wrażenie, że ten jest dobry, pomimo głosów „a co, jeśli Magda tego nie kupi?”. Wolałem to sprawdzić. Na szybko zrobiliśmy próbne zdjęcie: dwie dziewczyny w czapkach (modelki: Kasia Lenart i Magda Szymczak) trzymają karton z odręcznie, wręcz menelsko napisanym zdaniem: „Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi”. To silnie zwracało uwagę, ale subheadline „Przekaż swój 1% na przejście przez raka.” – wbijał kołek. To było mocne, działało.
Nie pamiętam dokładnie jak odbyła się akceptacja, ale była szybka i Magda Prokopowicz natychmiast dogadała się z Joasią Sałygą, że w kampanii wystąpią razem. A trzeba Wam wiedzieć, że takiej trzeciej, jak one dwie, to nie było ani jednej. Niesamowite było to spotkanie dwóch tak wyrazistych postaci razem, w jednym projekcie. Joasia była charyzmatyczną autorką bloga pt. „Chustka” i inicjatorką Fundacji o tej samej nazwie. Jej celem jest propagowanie leczenia bólu, co w Polsce jest dużym problemem.
Wróćmy do naszej kampanii, bo tymczasem trzeba było zrobić z tego towar „na ostro”. Styl przekazu pozwalał na posłużenie się totalną prostotą egzekucyjną. Sesję zorganizowaliśmy dwa piętra wyżej – w studio na co dzień realizującym proste sesje na potrzeby Agencji . Szefował tam Mariusz Sieńko, z nim i Michałem Wareckim zrealizowaliśmy film i zdjęcie do kampanii. Wszystko razem zabrało kilka godzin. Z czego jedna, to była szybka wizyta Joasi w Centrum Onkologii, gdzie, jak nam zakomunikowała, „ma sesję smażenia raka i musi lecieć, ale wróci zaraz.”. Joasia i Magda były Bohaterkami tej kampanii i Bohaterkami w każdym innym wymiarze. Leoś Magdy towarzyszył nam, plącząc się po planie (widać go w kilku ujęciach w filmie). Obie były w trudnym stanie, ale chciały zrobić ten projekt, były dobrej myśli i zaprezentowały najlepszą kondycję. Wspaniałe były.
Całość skończyliśmy w dwa–trzy dni. Dostaliśmy jakiś spad mediowy w piśmie fitnesowym i, zanim się obejrzeliśmy, tam pojawiła się pierwsza publikacja. Zrobiłem fotę i wrzuciłem u siebie na fejsie. Za chwilę poszło też na fanpejdżu Fundacji, i ten post zaczęliśmy szerować.
Czegoś takiego nie widziałem wcześniej i chyba później też nie. Zaroiło się od lajków, udostępnień i entuzjastycznych komentarzy. Zrobiło się prawdziwie wiralowo. To było jak bomba wodorowa, gigantyczne przyrosty na fejsbuku, z kilkuset fanów do niemal 20 tys. w ciągu kilku dni. Gratulacje, gratulacje, co akcja, brawobrawo. Szefostwo dzwoni, żeby się wypytać co to, kto to, bo ich zagadują. Wywiady w radio, telewizji i prasie. Osobiście przyznam, że skalą aż takiej popularności byłem zaskoczony. Ale bardzo się przydała – zainteresowanie mediów mainstreamowych pozwoliło na bardzo skuteczną kampanię pomimo praktycznie zerowych środków.
Po kilku miesiącach (tyle trwa ten proces) z jednego procenta wpłynęło do Fundacji Rak’n’Roll ponad 490 tys złotych. Jak na pierwszą kampanię fundraisingową nieznanej organizacji – not bad at all. To był koniec fundacyjnej biedy. Nie macie pojęcia, jakie to ważne. Jeden z punktów na liście marzeń Magdy brzmiał „Na koncie Fundacji, co miesiąc jest 20 tys. złotych”.
Kolejny rok był jednak bardzo trudny. Magda odeszła i nie wiadomo było, czy Fundacja to przetrwa…
Jacek Maciejewski