Kochani,
pamiętacie moją żonę, Agnieszkę? Ma 42 lata, dwójkę wspaniałych dzieci i mnie – męża. Ta niestrudzona wojowniczka od 18 lat zmaga się z chorobą nowotworową, guzami mózgu zdiagnozowanymi najpierw jako wyściółczaki (ependymoma), później oponiaki (meningnioma) – zmiany są szybko narastające i o najwyższym stopniu złościwości. Agnieszka ma za sobą ma już 12 operacji neurochirurgicznych, trzy wyniszczające chemioterapie, radioterapię i protonoterapię.
Nowotwór nie odpuszcza. Nie poddajemy się jednak!
Sytuacja mojej żony, zwłaszcza od ostatniej operacji neurochirurgicznej w 2021 roku, nie jest łatwa. Agnieszka przeszła wówczas ciężkie zapalenie płuc i ostre, ropne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych wywołane gronkowcem złocistym, co oznaczało dla niej wprowadzenie w śpiączkę farmakologiczną i wielomiesięczną hospitalizację. Do tego doszedł cały szereg powikłań: niedowłady i porażenia mięśni oraz nerwów czaszkowych, utrata mowy, zdolności pisania i czytania, upośledzenie pamięci… Do tej niepełnosprawności dołączyła depresja.
Od czasu powrotu do domu Agnieszka, serce naszej rodziny, potrzebuje stałej opieki i rehabilitacji, nastawionej na poprawę siły mięśniowej i koordynacji ruchowej, motoryki twarzy, ust i języka, na pobudzenie układu nerwowego.
W ostatnich dwóch latach to głównie na ten cel wykorzystaliśmy pomoc płynącą od Was, Darczyńców Rak’n’Rolla, za którą najgoręcej DZIĘKUJEMY! To dzięki Wam możliwe było wypożyczenie łóżka rehabilitacyjnego dla Agnieszki oraz zakup leków. To dzięki Wam otrzymywała regularne wsparcie fizjoterapeuty, masażystki czy logopedy.
Heroiczna chęć życia mojej żony oraz wielkie pragnienie moje i naszych dzieci, byśmy mogli wspólnie spędzić jeszcze wiele cudownych chwil, nie pozwala tej rehabilitacji przerwać.
Nasza miłość i optymizm krzyczą: trzeba działać, nie ma czasu do stracenia!
Dlatego zwracam się do Was ponownie z serdeczną prośbą o wsparcie. Trudno nam podołać przede wszystkim kosztom związanym z rehabilitacją, a tylko ciągła i wielospecjalistyczna opieka neurologiczna, logopedyczna, fizjoterapeutyczna daje dobre rokowania i dobre efekty leczenia. Oprócz kosztów związanych z opieką i terapią dochodzą te związane z konsultacjami specjalistycznymi związane z monitorowaniem choroby nowotworowej, dojazdami do placówek medycznych, leki…
Proszę Was najserdeczniej o wsparcie Agnieszki w walce o poprawę jakości jej życia i z głębi serca dziękuję, że z nią jesteście. Dziękuję za Waszą dobroć i za to, że jesteście tak wielkim wsparciem w naszej trudnej podróży życia!
Marcin, mąż
***
Kochani,
Mam na imię Agnieszka, mam 37 lat, dwójkę wspaniałych dzieci i wspaniałego męża. Od 13 lat walczę z chorobą nowotworową, guzami mózgu zdiagnozowanymi najpierw jako wyściółczaki (ependymoma), później oponiaki (meningnioma). Za sobą mam już osiem operacji mózgu, trzy wyniszczające chemioterapie, radioterapię i protonoterapię.
Nie daję chorobie za wygraną, ale bym mogła dalej stawiać jej czoła, koniecznym jest wsparcie innych osób. Trudno mi podołać przede wszystkim wysokim kosztom związanym z wizytami u specjalistów, dojazdami do lekarzy, medycznymi konsultacjami w czeskim Proton Therapy Center w Pradze (w tym niezwykle kosztownym rezonansem wykonywanym w Centrum, ale też podróżami do Pragi i noclegami w stolicy Czech), zakupem leków działających na skutki uboczne po odbytych operacjach.
Proszę więc Was o pomoc!
Moja walka z chorobą rozpoczęła w 2006 roku. Wtedy zaszłam w upragnioną ciążę i… poroniłam. Kilka dni po poronieniu przeżyłam atak paraliżu, który doprowadził do niedowładu prawostronnego. Wykryto i wycięto po raz pierwszy „łagodnego guza mózgu”. Jego ogromna wrażliwość na wszelkiego rodzaju zmiany hormonalne sprawiła, że stanowczo odradzano planowanie kolejnej ciąży. Półtora roku po poronieniu, ja i mój mąż podjęliśmy decyzję, by zostać rodzicami. Postanowiliśmy zaopiekować się chłopcem, który już przyszedł na świat i bardzo potrzebował ludzi gotowych go pokochać. Tak oto 3-miesięczny Maks stał się naszym synkiem. Szczęście nie trwało jednak długo. Trzy lata po wycięciu guza mój świat ponownie legł w gruzach, a beztroskie życie rodzinne pękło jak bańka mydlana. Nastąpił nawrót choroby, łagodny guz zmienił się na „nowotwór złośliwy”. W czasie kilku kolejnych lat guz operowany był czterokrotnie. Włączono także wyczerpującą chemioterapię oraz leczenie antyangiogenne. Znów był czas wycieńczającej walki.
W 2012 roku zaszłam w nieplanowaną ciążę, która wzbudziła we mnie ogromne poczucie szczęścia, jak i strachu. Wiele osób odradzało, wątpiło. Mogłam nie przeżyć. Mogło nie przeżyć dziecko. Ale był też cień szansy na to, że się uda. Musiałam podjąć decyzję. Widziałam tylko jedną właściwą drogę. Postanowiłam chronić malutkie życie. Związane z ciążą zmiany hormonalne szybko doprowadziły do pogorszenia się mojego stanu zdrowia – już w trzecim miesiącu pojawiły się zaniki pamięci oraz problemy z mową. Z czasem poza zasięgiem stało się pisanie i porozumiewanie, nawet wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Lekarze nie dawali szans na szczęśliwy poród. Uważali, że dziecko umrze. Na szczęście nie ma ludzi nieomylnych. W 2013 roku urodziłam zdrową, śliczną córeczkę, która otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Ten cud ma na imię Marysia. W tym czasie guz został zoperowany dwukrotnie – w czasie ciąży oraz bezpośrednio po porodzie. Potem jeszcze raz w 2016 i 2018 roku. W 2016 przeszłam też protonoterapię w czeskiej Pradze, na którą dzięki Wam udało mi się zdążyć.
Każdy dzień mojego życia jest dla mnie, dla moich wspaniałych dzieci i męża na wagę złota. Jak najdłużej pragnę z nimi być. Jak najdłużej pragnę cieszyć się życiem… Dlatego proszę Was o pomoc!