Szanowni Państwo,
to był trudny rok, ale otrzymałam szansę od losu i nadal walczę o swoje życie. Nie jest to wyrównana walka, chociaż każdego dnia staram się żyć normalnie, o ile można tu mówić o normalności.
Wizyty w szpitalu, czasami nawet kilkakrotnie w miesiącu, na oddziale, który znam jak własną kieszeń, są niczym w porównaniu z ciągłym wykonywaniem różnych badań i ciągłym oczekiwaniem na ich wyniki. Miesiąc w miesiąc życie poddane chorobie pisze mi wciąż ten sam scenariusz. Bardzo trudno żyć z obawą o to, jakie wyniki otrzymam tym razem. To są bezsenne noce, permanentny stres, nerwy i rozmyślanie, jak bardzo podskoczy marker i co niepokojącego wyjdzie w badaniu obrazowym. Jeśli z badań wynika choć minimalne odchylenie od normy, w głowie kłębią się pytania… Co teraz? Co dalej? Czy to już? Znowu? Takie uczucia targają mną nieustannie. Czy los jeszcze spojrzy na mnie łaskawie i ofiaruje mi kolejny rok życia? Dla mnie, dla moich bliskich, dla rodziny. Wiem jednak, że może być gorzej, więc jestem szczęściarą, że nadal żyję i nie poddałam się. Cieszę się, że mogę zaplanować jakiś wyjazd w niezbyt długiej perspektywie, bo daleko patrzeć się boję. Lekarze pacjentom w mojej sytuacji zalecają obrać sobie cel i do niego dążyć. Mam takie cele i marzenia głęboko w sercu i będę podążać w kierunku ich spełnienia.
Co do leczenia – nadal przyjmuję lek podtrzymujący, którego dawka z racji zbyt silnego działania na mój organizm została niestety zredukowana. Przyjmuję szereg leków dodatkowych, o działaniu ochronnym, m.in. wątroby i nerwów obwodowych. Od zeszłego roku uczęszczam na rehabilitację w związku z uszkodzeniem kolan, które prawdopodobnie jest pokłosiem chemioterapii. Występują u mnie również inne przykre skutki chemii, ale te już zachowam dla siebie.
W najbliższym czasie nadal planuję leczenie lekiem OLAPARIB oraz innymi, które zabezpieczają mnie przed konsekwencjami jego działania. Nadal planuję wzmacniać odporność m.in. długimi spacerami i jazdą na rowerze, jak również zdrowo się odżywiając.
Planuję spełniać marzenia swoje, moich dzieci, mojego męża. Budować wspomnienia, które zarówno w serduszkach moich bliskich, moich dzieci jak i moim sercu pozostaną na zawsze. I tak bardzo, bardzo bym chciała móc powiedzieć, że jestem zdrowa. Będę wdzięczna za modlitwę o moje wyzdrowienie.
Kochani!
Chciałabym bardzo podziękować za wsparcie duchowe i słowa otuchy, zrozumienia i miłości. Z całego serca dziękuję za wsparcie finansowe, za przekazanie podatku. Przede mną dalsze leczenie, którego koszty wciąż nie są mi znane, dlatego też proszę o wpłaty oraz 1,5% podatku. Te środki pozwolą mi spokojnie i optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Kasia
***
Szanowni Państwo,
Mam 42 lata. Od 26 roku życia wiedziałam, że jestem obciążona genem BRCA1, który zwiększa ryzyko raka piersi. Zgodnie z zaleceniami lekarzy i pod opieką Centrum Onkologii rzetelnie poddawałam się badaniom profilaktycznym 2 razy w roku. Niestety w 2016 r. spełnił się dla mnie najczarniejszy scenariusz – rak. Szok, niedowierzanie, płacz, rozczarowanie. Wszędobylski strach, który nie pozwalał zasypiać. Bałam się chorowania, śmierci, przyszłości synów – przecież oni są jeszcze tacy mali. Potrzebują mamy. Bałam się o męża, czy podoła obowiązkom kiedy zostanie sam. Przeszłam 3 operacje. Otrzymałam w sumie 22 kursy chemioterapii. Niektóre musiały być przekładane z powodu złego stanu i słabych wyników krwi. Nie poddałam się i przy ogromnym wsparciu rodziny, ale również bliskich dałam radę.
Od tamtego czasu minęły 4 lata, żyłam w przeświadczeniu, że udało mi się wygrać to moje życie. Cieszyłam się z każdej chwili, z tego, że zaprowadziłam syna do pierwszej klasy, ze starszym wchodzę w jego życie nastoletnie. Mogę posłuchać ich opowieści o szkolnych przyjaźniach, konfliktach, sympatiach. Ze słońca, zapachu powietrza po deszczu, spotkań z przyjaciółmi, rodziną. To niby takie banalne, ale jakże prawdziwe… Niestety los znów pokazał swoją siłę i nieprzewidywalność. W maju 2021 r. profilaktyczne badanie wykazały przerzuty do jamy brzusznej i do otrzewnej. Kolejna operacja. Świat ponownie zawalił mi się na głowę. Czy to już koniec? Nie!! WALCZĘ !! Nie poddaję się! Poprzednio otrzymałam 4 lata życia, wprawdzie w strachu ale i nadziei i radości z tego, że jestem, że czuję, że po prostu żyję.
Aktualnie, jestem po 9 kursach chemioterapii, które jak pokazują wyniki badań przyniosły efekt. Dzięki temu, lada dzień powinnam otrzymać lek podtrzymujący.
Moja pani doktor zleciła badania profilowania genowego (koszt ok. 10 tys. zł), które powinny przynieść odpowiedź jak jeszcze lepiej i skuteczniej mnie leczyć. Nie wykluczyła również wprowadzenia leków wspomagających, które są kosztowne i również nie są refundowane.
Zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o wsparcie finansowe, które pomoże mi w dalszym leczeniu i powrocie do normalności.
Kasia