Halko, hejka, cześć i czołem! ❤️
Pięknie dziękuję za ogrom wsparcia, którym mnie obdarzyliście! Przez ostatnie 12 miesięcy uzbierane środki wykorzystałam głównie na wsparcie kręgosłupa (czyli konsultacje u specjalistów, rezonanse, fizjoterapię i gorsety stabilizujące), ale też na psychoterapię. Dzięki temu nadal jestem kolorowym jednorożcem hasającym przez żyćko z uśmiechem. Jestem za to szalenie wdzięczna, jesteście cudowni! ❤️
Jeśli chodzi o moje zdrówko, to sytuacja prezentuje się następująco: na ten moment jestem już po chemioterapii i radioterapii, dzięki czemu w wątrobie udało się osiągnąć remisję (nazwa myląca – dla niewtajemniczonych to stan bez choroby)! 🥹 Zmiany przerzutowe w kośćcu i całym kręgosłupie są na etapie gojenia się – wszelkie dziury się łatają, a złamanie (w piersiowym odcinku kręgosłupa) nie jest już tak niebezpieczne i powoli zaczyna się zrastać. To nieprawdopodobnie piękne, czego moje ciałko dokonało dzięki dobrze dobranemu leczeniu! Teraz biorę leki blokujące estrogeny, od których to rak i przerzuty rosły w siłę, w skojarzeniu z przeciwnowotworowym rybocyklibem. Jest znacznie stabilniej, ale wciąż potrzebuję waszej pomocy!
Pieniądze, które tu wpłacicie, dalej pomogą mi finansować wszystko, czego potrzebuję w przechodzeniu przez chorobę (a czego refundacja NFZ nie pokrywa): leki, suplementy, dojazdy do placówek medycznych, specjalistyczne badania i konsultacje czy sprzęt stabilizujący mój podziurawiony kręgosłup. Nadal potrzebuję też wsparcia psychoterapeutycznego i fizjoterapii. W najbliższym czasie rozpocznę też rehabilitację szyjnego odcinka kręgosłupa. I tu wchodzicie Wy, cali w różowym brokacie – bo bez Waszego wsparcia sfinansowanie tego wszystkiego będzie dla mnie niezwykle trudne!
To jak, pomożecie? ❤️
***
Cześć!
Na początku chciałabym gorąco podziękować wszystkim, którzy mnie wsparli! Zgromadzone środki umożliwiły mi kontynuowanie procesu zdrowienia – zarówno tego fizycznego (fizjoterapia, leki) jak i psychicznego. Jestem wam za to ogromnie wdzięczna! Każda wpłata dokonana przez was, nawet ta najmniejsza, dała mi dużego kopa pozytywnej energii! ❤
Jak część z was wie (a jak nie wiecie, to możecie też doczytać w notce poniżej), w wakacje 2018 roku usłyszałam słowa, które odwróciły moje życie do góry nogami: „nowotwór piersi, złośliwy”. Od tego czasu przeszłam całkiem dłuuuugą drogę – była operacja, była też chemia i radioterapia. Aktualnie mój stan jest stabilny, chociaż jestem pod stałą opieką wielu specjalistów, wciąż przyjmuję leki i rehabilituję rękę, z której częściowo wycięto mi węzły chłonne. Planowo pełne zakończenie mojego leczenia prognozowane jest na grudzień roku 2023 – czyli jeszcze trochę! Proces zdrowienia jest naprawdę wymagający, a skutki uboczne leków niestety nie pomagają.
Dzięki waszej pomocy udało mi się przejść proces żałoby po beztroskim życiu sprzed diagnozy i zrobić naprawdę duże kroki w kierunku akceptacji sytuacji, w której się znajduję. To wyzwoliło we mnie szaloną chęć życia, a w połączeniu ze specjalistyczną fizjoterapią i rehabilitacją – umożliwiło przeżywanie niezapomnianych przygód i tworzenie cudownych wspomnień, za co bardzo, bardzo dziękuję!
A że chciałabym móc dalej tak fajnie zdrowieć przez kolejny rok – zwracam się do was z prośbą o wsparcie. Pomożecie? ❤
***
Cześć, jestem Gosia i mam prawie 30 lat. Trzy lata temu usłyszałam, że mam raka piersi. Wszystko potoczyło się bardzo szybko – dwa tygodnie po diagnozie leżałam na stole operacyjnym, po czym chemia, a później radioterapia… Trochę spędziłam na szpitalnych korytarzach! A cały ten czas towarzyszyły mi jednorożce – puchate kapcio-rożki czekały na mnie na sali pooperacyjnej, a na ostatnią chemioterapię przyszłam z wielkim, różowym, latającym balonem-jednorożcem. Dzięki tym magicznym stworzeniom przeszłam przez to wszystko bez większych problemów – trzymały mnie w swojej opiece! Od tego czasu jestem chodzącym jednorożkiem. 🦄
Oprócz jednorożców, uwielbiam muzykę, sztukę, jedzonko i rolki. Gram trochę na gitarze, ukulele i perkusji, dużo tańczę (szczególnie podczas gotowania!), czasem rysuję, a na rolkach jeżdżę, kiedy tylko mam siłę.
Moje podejście do choroby jest bardzo luźne i humorystyczne, dlatego na zdjęciu widzicie mnie i mojego raczka. Mimo, że leczenie wygnało tego złośliwca z mojego ciała, to jednak odcisnął na nim duże piętno, w końcu „jak uszczypnie będzie znak”!
Zebrane pieniądze pozwolą mi sfinansować leki, dojazdy do placówek medycznych, a także specjalistyczne fizjoterapie, dzięki którym skutki uboczne zażywanych leków stają się do zniesienia, a obrzęk limfatyczny nie ma szans mi dokuczać. Dodatkowo chciałabym raczka wyrzucić też z głowy, bo trochę się tam zadomowił – stąd psychoterapia.
Pomożecie?! ❤