Moi Kochani!
Na początku chciałabym z całego serca Wam podziękować za okazaną pomoc i wsparcie mnie w tym trudnym dla mnie czasie choroby.
Jestem Wam wdzięczna, za każde dobre słowo, każdą rozmowę, smsa, za każdą złotówkę i za każdy 1% podatku przekazany na moje konto w fundacji.
Daliście mi nadzieję, wiarę i siłę. Pomalowaliście mój świat na kolorowo! Czuję Wasze wsparcie i wiem teraz, że nic złego mi się nie stanie, bo mam Was.
Mój stan zdrowia jest obecnie stabilny, zmiany w kościach się uwapniają, a nowych nie ma. 😊 I chociaż trudno zapomnieć o chorobie, to każdego dnia cieszę się, że mogę ŻYĆ oraz rozwijać swoje pasje.
Aby tak nadal mogło być, muszę cały czas przyjmować kosztowne leki, m.in. lek nierefundowany Xgeva, korzystać z zabiegów rehabilitacyjnych, konsultacji specjalistów, wizyt stomatologicznych i pomocy psychoonkologa.
Dlatego ponownie zwracam się do Was z prośbą o przekazanie mi waszych procentów. 😉 W tym roku jest to aż 1,5% podatku.
Trzymajcie proszę za mnie kciuki!
Wasza Monka 😊
***
Życie jest piękne, a najważniejsze w życiu to zdrowie – uwierzcie mi, nie ma nic cenniejszego!
Mam na imię Monika, choć dla większości przyjaciół jestem po prostu Monką. Metryka pokazuje 46 lat. Jeśli mnie znasz, to wiesz, że jestem osobą uśmiechniętą, pracowitą, przyjacielską i zawsze gotową do pomocy.
Kocham ludzi, lubię ich poznawać i rozmawiać z nimi, często zarażając ich swoim uśmiechem i poczuciem humoru. Moją pasją jest podróżowanie. Fascynują mnie piękne miejsca i sztuka, w szczególności malarstwo. Uwielbiam też dzieci, własnych niestety nie mam, zabawy z nimi pozwalają mi zapomnieć o moich problemach.
Kiedyś miałam zaszczyt być wolontariuszką Fundacji Rak’n’Roll. Wygraj Życie!, pomagając przy Programie Daj Włos!, a że życie lubi być przewrotne – teraz sama potrzebuje pomocy. Udzielałam się również w fundacji „Dajemy Dzieciom Siłę”, co przyniosło mi mnóstwo satysfakcji.
Po raz pierwszy zachorowałam w 2007, w wieku 31 lat. Wykryłam wtedy u siebie guzka w prawej piersi. Po biopsji okazało się, że jest to rak złośliwy. Przeszłam operację wycięcia guza oraz węzłów chłonnych prawej pachy. Potem leczenie: radioterapia-chemioterapia-hormonoterapia. Po 5 latach usłyszałam od swojej lekarki „Jest pani zdrowa, pani Moniko, proszę żyć tak jak do tej pory”. To było wspaniałe uczucie, świadomość, że pokonałam raka była cudowna. Żyłam pełnią życia, wierząc, że choroba już do mnie nie wróci.
Co roku robiłam wszystkie zlecone mi badania diagnostyczne, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. W 2019 roku pojawiły się bóle brzucha. Po wielu konsultacjach, rezonansie i biopsji wątroby zdiagnozowano przewężone drogi żółciowe. Wykryto jeszcze WZW typu B (mimo szczepień). Był też bonus, całkiem zaskakujący – w odcinku lędźwiowym kręgosłupa rezonans pokazał obraz z podejrzeniem przerzutu. W tomografie jamy brzusznej na onkologii wykluczono zmiany nowotworowe, co uśpiło moją czujność. Nadzieja wróciła.
Skupiam się na leczeniu wątroby. Co kwartał w szpitalu na Banacha mam wykonywany zabieg ECPW (poszerzanie dróg żółciowych), aby uniknąć zastoju żółci w wątrobie. Czasami zdarzają się 40-stopniowe gorączki, gdy dochodzi do zapalenia dróg żółciowych. Lekarze nie wiedzą, dlaczego pojawiły się zwężenia. Być może to wynik chemii z 2007?
W lutym 2021, po 14 latach od pierwszej diagnozy, mój świat wali się po raz 2.
Ból kręgosłupa bardzo się nasila, dlatego robię celowany rezonans odcinka lędźwiowego. Podejrzewane przerzuty rok temu okazują się niestety prawdą, a badanie PET pokazuje rozsiew raka do kręgów lędźwiowych L3, L4, L5 oraz do kości krzyżowo-biodrowej. Zaczynam nową walkę – walkę z czasem…
Tym razem słyszę od mojej lekarki „Ja już pani nie wyleczę, można tylko postarać się spowolnić chorobę”. Pomyślałam – umieram, już z tego nie wyjdę. Żyje jak w amoku, czuje smutek, żal i niesprawiedliwość. Gdyby nie wsparcie rodziny i przyjaciół oraz pomoc psychoterapeutów, nie dałabym chyba rady. Miłość, jaką otrzymuje od bliskich, daje mi siłę i wiarę, że to jeszcze nie koniec.
W kwietniu 2021 witam się z duetem radioterapia-leczenie hormonalne. W czerwcu decyduję się na operację usunięcia narządów rodnych. To bardzo trudna decyzja, ale okazała się trafna. Histopatologia nie kłamie – w obu jajnikach były już przerzuty i naciek na prawy jajowód.
Liczy się TU I TERAZ
Jestem leczona abemacyklibem (chemią w tabletkach), inhibitorami aromatazy (Lametta) oraz lekiem na WZW B. Przyjmuję również raz w miesiącu lek Xgeva (zastrzyk) – w Polsce, niestety, nie jest refundowany. Xgeva ma za zadanie uwapniać zmiany nowotworowe, spowalniać niszczenie kości, zapobiegać m.in. złamaniom czy uciskowi rdzenia kręgowego. Koszt miesięczny jednego leku to około 1400 zł. Muszę też być pod stałą kontrolą stomatologa, ponieważ skutkiem ubocznym przyjmowania tego leku jest ryzyko wystąpienia martwicy kości szczęki.
O czym marzę? By marzenia móc spełniać nadal…
Leczenie zabiera siły i pozostawia ogromne spustoszenie w organizmie, ale mimo choroby nie tracę radości życia i optymizmu. Koszty związane z leczeniem pochłaniają większość moich środków finansowych. Konsultacje psychologiczne, dietetyczne, zabiegi, leki, suplementy, dojazdy, rehabilitacja, jak i niezbędna zdrowa dieta to ogromne sumy.
Potrzebuje Waszej pomocy, by móc dalej normalnie żyć i nie martwić się o to, czy znajdę w portfelu banknoty na wykupienie kolejnej recepty. Pacjent paliatywny bez szansy na wyleczenie – tak brzmi mój status, ale kto powiedział, że to oznacza poddanie się, jest w ogromnym błędzie…
Wierzę, że dobro powraca! Dziękuję Wam z całego serca za chęć przekazania mi 1% podatku lub wpłacenie na moje „zdrówko” choćby złotówki.